środa, 28 sierpnia 2013
sobota, 20 lipca 2013
01
Zostało mi do sprawdzenia tylko jedno miejsce. Sprawdzałam kawiarnie,
jakieś małe knajpki i nic, zupełnie nic. Jako ostatnie miejsce wybrałam mój
ulubiony butik. Bardzo dobrze znam się z właścicielką, więc nie powinno być
problemu. Jednak jeżeli się nie uda to będę musiała prosić ojca o pomoc.
- Witaj Megan. – Podeszłam do dziewczyny i cmoknęłam jej policzek.
Zawsze tak robiłyśmy kiedy tylko przychodziłam do niej.
- Cześć. Świetnie się składa, że przyszłaś. Dostałam właśnie nową kolekcję. – Zaczęła wyciągać z kartonów
ubrania.
- Przepraszam, ale dziś nie po to przyłam. – Uśmiechnęłam się ciepło. –
Potrzebujesz może kogoś do pracy. Mój ojciec wymyślił sobie, że muszę być
bardziej samodzielna, więc szukam pracy.
- Dziewczyno, z nieba mi spadłaś. Oczywiście, że Cię przyjmę. Jest tu
tyle roboty, że nie wiem w co ręce włożyć. – Wskazała na kartony i pokręciła
głową. – Przyjdź jutro od rana to
podpiszemy umowę i będziesz mogła zacząć prace. – Posłała mi szczery uśmiech.
- Dziękuję Ci i obiecam, że nie zawiedziesz się na mnie. – Na
pożegnanie cmoknęłam jej policzek i zadowolona opuściłam budynek. Nagle
poczułam silne uderzenie upadłam na cement. Spojrzałam w górę i zauważyłam, że jakiś
chłopak ucieka z moją ulubioną torebką. Czym szybciej podniosłam się z ziemi i
zaczęłam swoją pogoń za złodziejem, która nie trwała długo. Po jakiś dwóch
minutach zrezygnowana udałam się na postój taksówek i tam do jednej z nich
wsiadłam. Kierowcy podałam adres do biura mojego ojca i ruszyliśmy. Po 10
minutach byliśmy już na miejscu. Mój ojciec jest szefem w wielkiej korporacji
zajmującej się bankowością. Pamiętam jak często zabierał mnie na różnego
rodzaju bankiety, na nich każdy musiał być odświętnie ubrany i zachowywać się
przyzwoicie. – Potrząsnęłam głową aby wyrzucić z głowy wspomnienia. Z tylnej
kieszeni szortów wyciągnęłam banknot i zapłaciłam mężczyźnie. Wysiadłam z
samochodu i ruszyłam w stronę budynku. Miałam już otwierać drzwi kiedy
usłyszałam krzyk taksówkarza:
- Panienko, ale przecież to o wiele za dużo!! – Uśmiechnęłam się do niego
i puściłam oczko. Wypowiedział bezgłośne „dziękuję” i odjechał. Uwielbiałam
sprawiać, że ludzie się uśmiechają. Czasem wystarczy mały gest jak danie
napiwku, a na kogoś twarzy pojawia się uśmiech. Nim się spojrzałam znalazłam
się w windzie. Nacisnęłam odpowiedzi przycisk, a ona ruszyła na wyznaczone
przeze mnie piętro. Kiedy winda zatrzymała się wysiadłam z niej i już po chwili
stałam pod drzwiami gabinetu mojego ojca. Zapukałam lekko i pociągnęłam za
klamkę co spowodowało otworzeniem się drzwi.
- Jak poszło szukanie pracy? Znalazłaś coś odpowiedniego? – Wypytywał
na wstępie. Postanowiłam zachować stalowe nerwy, więc namalowałam na twarzy
sztuczny uśmieszek i usiadłam w fotelu naprzeciwko niego.
- Znalazłam, ale mam problem. Kiedy wychodziłam ze sklepu ktoś mnie
potrącił i zwiał z moją torebką. – Jęknęłam niezadowolona.
- Nie pomyślałaś aby zgłosić tego na policję? – Uniósł jedną brew ku
górze.
- O-oczywiście, że pomyślałam. Za kogo Ty mnie uważasz? Właśnie miałam
tam jechać, ale pomyślałam, że wpadnę i zobaczę jak mój kochany tatulek radzi
sobie w pracy. – Zrobiłam szeroki wyszczerz na co wywrócił oczami.
- Nie pomyślałaś? – To było bardziej stwierdzenie niż pytanie. –
Myślałem, że jesteś na tyle samodzielna i odpowiedzialna, że potrafisz załatwić
tak błahą sprawę jak zgłoszenie kradzieży na komisariacie. – Pokręcił
zrezygnowany głową.
- Przepraszam, że się na mnie zawiodłeś. Myślałam, że pomożesz mi ten
ostatni raz zanim wejdę w dorosłe życie zupełnie sama, a tu taki szok! Wiesz
co? Poradzę sobie zupełnie sama i bez Twojej pomocy. Widać nie tylko Ty się
zawiodłeś na kimś kogo kochasz! – Mój krzyk wypełnił całe pomieszczenie, w
którym się znajdowaliśmy i jestem pewna, że również korytarz.
- To nie tak, skarbie.
- Daruj sobie! – Syknęłam, a każde moje słowo wyło wypełnione jadem.
- Znalazłem Ci przyzwoite mieszkanie. – Zmienił temat.
- Świetnie! – Wstałam z miejsca i wyszłam z gabinetu trzaskając przy
tym drzwiami. Skoro uważa, że to taka błaha sprawa to czemu nie chce mi pomóc?
Byłam tak wkurzona, że nie zauważyłam, że na kogoś wpadłam. To był Bryan. Bryan
jest stażystą w firmie mojego ojca. Zawsze kiedy odwiedzam staruszka znajdę
chwilę by z zagadnąć do chłopaka. Mimo, że jest ode mnie o pięć lat starszy to
bardzo dobrze mi się z nim rozmawia. Jest ciemnym blondynem średniego wzrostu o
niezwykle błękitnych oczach. Jak zawsze ubrany był w białą koszulę i spodnie od
garnituru, a jego szyję zdobił idealnie zawiązany krawat. Posłałam mu
przepraszające spojrzenie i schyliłam się aby podnieść papiery, które spadły mu
na podłogę przy zderzeniu ze mną. On zrobił to samo.
- Spokojnie, ja podniosę. – Zaśmiał się lekko.
- Jejku! Strasznie Cię przepraszam, ale od rana mam same urwanie głowy.
– Podniosłam kartki i wyprostowałam się.
- Nie ma sprawy. – Zrobił dokładnie to co ja. Podałam mu je i
uśmiechnęłam się.
- Dzięki, a może dałabyś się zaprosić na jakąś kawę czy coś? – Zrobił
proszącą minę. Wyglądał wtedy niezwykle słodko, że nie można mu było odmówić.
- Zapraszasz córkę swojego szefa na kawę? Chcesz się przypodobać? –
Uniosłam brew do góry. Chłopak podrapał się w tył głowy i zupełnie nie wiedział
co powiedzieć. Zachichotałam cicho i sprzedałam mu sójkę w bok.
- Żartowałam. – Z ulga wypuścił powietrze z ust.
- No to o 18:00 w Starbucks. – Puścił mi oczko i zniknął za drzwiami
gabinetu ojca.
Bardzo cieszyłam się na to spotkanie. Już na początku poczuliśmy do
siebie miętę. Uradowana opuściłam firmę i wsiadłam do pierwszej, lepszej
taksówki, która czekała na klienta. Przywitałam się z mężczyzną w średnim wieku
i podałam miejsce, w które ma mnie zawieść. Czyli komisariat Nowojorskiej
policji. Po dziesięciu minutach byłam już na miejscu. Grzecznie podziękowałam i
zapłaciłam. Opuściłam pojazd, a przede mną ukazał się wielki budynek. Nie
wyglądał zbytnio przyjaźnie. Po moim ciele przeszedł niemiły dreszczyk na samą
myśl, że w środku mogą być jacyś handlerze prochami lub gorzej. Mordercy. Lecz
nie miałam innego wyjścia jak wejść tam i złożyć doniesienie. To chyba nie może
być aż takie trudne co nie? Poprawiłam bluzkę, którą miałam na sobie i zaczęłam
zmierzać w stronę wielkich drzwi prowadzących do środka. Popchnęłam je i weszłam.
Rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu i muszę przyznać, że aż tak źle nie
wygląda. Ściany były wymalowane, a pod nimi znajdowały się krzesła, na który
siedzieli ludzie czekający na swoją kolej. Podeszłam do jednego z biurek , przy
którym siedziała kobieta mniej, więcej
po trzydziestce i usiadłam na krześle.
- Dzień dobry. – Przywitałam się miło i wyciągnęłam do niej Rękę. –
Jestem Chloe White i chciałabym zgłosić kradzież. – Odwzajemniła gest z
uśmiechem.
- Witaj Chloe. Usiądź sobie w poczekalni i poczekaj na swoją kolej. –
Skinęłam głową i ruszyłam w stronę wyznaczonego mi miejsca. Zasiadłam sobie
obok starszej kobiety, która również czekała aż ktoś ją przyjmie. Usłyszałam dzwonek
mojego telefonu, więc powiedziałam ciche „przepraszam” i wyszłam na zewnątrz.
- Halo?
- Chloe i jak? Zgłosiłaś wszystko? – Usłyszałam po drugiej stronie głos
mojego ojca.
- Jeszcze czekam. – Westchnęłam. – A co jeśli nie znajdą tego
złodzieja? – Zapytałam. – W torebce miałam wszystkie moje dokumenty.
- Jeśli się nie znajdzie to będziesz zmuszona wyrobić sobie nowe. –
Wyjaśnił, a ja przytaknęłam. Pogadaliśmy jeszcze jakieś pięć minut i zauważyłam
tę samą starszą Panią obok której usiadłam. Wiedziałam, że zaraz przyjdzie moja
kolej, więc pożegnałam się i rozłączyłam. Wróciłam do środka i zajęłam te somo
miejsce co poprzednio. Po dwóch minutach usłyszałam gruby i stanowczy głos:
- Chloe White! – Przytaknęłam i udałam się do mężczyzny. Otworzył
mocniej drzwi tak bym mogła wejść do gabinetu, a gdy już tam byłam usiadłam na
krześle. Mężczyzna zrobił to samo.
- A, więc Pani Chloe… Z tego co jest tu napisane wynika, że ktoś Panią
okradł. – Przytaknęłam.
- Czy zna Pani sprawcę kradzieży czy jest Pani zupełnie obcy?
- Nigdy nie widziałam tego chłopaka, ale dokładnie zapamiętałam jego
wygląd i w co był ubrany. – Oznajmiłam dumnie. Pan policjant wskazał ręką abym
kontynuowała.
- A, więc… - Odchrząknęłam i nagle do pokoju wpadł drugi policjant. Był
strasznie przerażony.
- Szefie. Jason McCann przed chwilą uciekł z komisariatu. – Powiedział
nerwowo i podrapał się w tył głowy.
- Nie upilnowaliście go?!! Z kim ja pracuję do cholery jasnej?!! Czy
tak trudno jest upilnować jednego gówniarza?!! – Krzyczał ten, który mnie
przesłuchiwał.
- Nie proszę Pana. – Spuścił głowę w dół.
- Przepraszam Panienko, ale będziemy musieli przełożyć to na inny
termin. Niech Panienka wyjdzie tylnym wyjściem dla bezpieczeństwa. – Skinęłam
głową i wstałam z miejsca. Pożegnałam się z mężczyznami i zrobiłam tak jak mi
kazali. Popchnęłam niewielkie drzwi i zostałam brutalnie przygwożdżona do
ściany budynku. Syknęłam z bólu u zamknęłam oczy. Poczułam czyjąś dłoń na moich
ustach i id razu je otworzyłam.
Chciałam już krzyczeć, ale chłopak się odezwał:
- Jeśli zaczniesz krzyczeć zabiję Cię, więc jeśli nie chcesz wąchać
kwiatków od spodu to bądź mi posłuszna i siedź cicho!! – Warknął, ale nie za
głośno by nikt nas nie usłyszał.
Pokiwałam twierdząco głową. Oderwał ode mnie dłoń i dopiero teraz
zobaczyłam jaki jest przystojny. Szatyn o niezwykłych, brązowych oczach.
Mogłabym przysiąść, że nigdy nie widziałam takiego koloru. Były niezwykle hipnotyzujące.
Mogłaś spojrzeć przez na nie przez sekundy, które w rzeczywistości trwały
godzinami. Po środku twarzy znajdował się zgrabny nosek, a pod nim pełne,
malinowe usta, w których każda dziewczyna chciałaby zatopić się swoimi.
- Zrób zdjęcie starczy na dłużej. – Zaśmiał się cicho wyrywając mnie
tym z transu.
- Bardzo śmieszne. Czego Ty ode mnie chcesz?!! – Krzyknęłam.
- Ciszej głupia suko! – Splunął. – Masz mnie zawieść do Kanady i nie ma
żadnych ale!!
- Ale…
- Powiedziałem coś! – Złapał mnie mocno za nadgarstek i poczułam
napływające łzy do moich oczu. Gdy tylko zobaczył, że coś jest nie tak od razu
rozluźnił lekko nacisk na mój nadgarstek. Wyrwałam mu rękę i zaczęłam ja
pocierać by uśmierzyć ból.
- To gdzie stoi Twój samochód? – Zapytał.
- Myślę, że w garażu.
- To idź po niego, a ja zaczekam tu.
- Idioto! Mam iść na drugi koniec miasta po samochód bo Ci się tak
podoba?- Poczułam pieczenia na policzku. Uderzył mnie. Złapałam się za niego i
spojrzałam na chłopaka ze łzami w oczach.
- Nie nazywaj mnie idiotą, suko!! – Splunął. – Więc czym tu
przyjechałaś?
- Taksówką. – Odpowiedziałam cicho.
- My nie możemy pojechać na Queensbridge taksówką. One tam nie jeżdżą. –
Złapał się za głowę. – Zadzwoń po kogoś aby po nas przyjechał! - Rozkazał.
- C-czemu chcesz jechać na Queensbridge? – Zapytałam przerażona. Jak
można chcieć jechać na najbardziej niebezpieczną dzielnicę NY?
- Policja szukała mnie przez całe pięć lat, a kiedy udało im się mnie złapać uciekłem. Słuchaj nie obchodzi
mnie jak to zrobimy, ale musze się tam dostać, a Ty mi w tym pomożesz,
zrozumiano? – Pokiwałam twierdząco głową. Byłam przerażona.
- Czy Ty jesteś… - Nie zdążyłam dokończyć ponieważ szatyn wyprzedził
mnie.
- Tak jestem Jason McCann.
***
No to mamy już pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że wam się podobał, a jeśli macie jakieś uwagi to możecie śmiało pisać. Kto chce być powiadamiany o rozdziale proszę napisać swoją nazwę Twittera lub po prostu poinformować mnie na gg: 15534957
poniedziałek, 15 lipca 2013
00
- Ale tato! – Jęknęłam.
- Chloe, jesteś już na tyle
dorosła aby móc sama na siebie zarabiać. Oczywiście na początku wraz z Twoją
matką będziemy płacić czynsz od Twojego
nowego mieszkania, ale to nie będzie trwało wieczność.
- Ona nie jest moją matką! – Syknęłam.
- Ale jest Twoją macochą i zależy jej abyś zaczęła ją szanować.
- Niedoczekanie. – Bąknęłam pod nosem na co ojciec wywrócił oczami. Już
od początku nie polubiłam się z tą jędzą. Zależy jej tylko na pieniądzach ojca,
na niczym innym. Jestem w stu procentach pewna, że to wszystko sprawka Vanessy.
Zawsze wymyślała różne rzeczy aby się mnie pozbyć, zawsze dawałam radę jakoś z
nich wybrnąć. Podejrzewam, że teraz nie będzie tak łatwo.
- Vanessa i ja chcemy abyś
weszła w dorosłe życie jako samodzielna, młoda kobieta.
- Ty i Vanessa czy może tylko Vanessa? – Uniosłam jedną brew ku górze.
- To nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne, że w ten sposób staniesz
się silniejsza. – Wiedziałam, że nie dam rady już nic z tym zrobić dlatego
postanowiłam się poddać, ale nie dać satysfakcji mojej macosze.
- Masz rację. Dziękuję, że traktujesz mnie poważnie. – Wstałam z
miejsca i podeszłam do ojca aby go przytulić.
- Nie mi powinnaś dziękować, ale Van.
- Oczywiście. – Posłałam mu najbardziej sztuczny uśmiech jaki tylko
umiałam. Pożegnałam się i wyszłam z kawiarni. Od czego zacząć? Przecież jest
tyle miejsc, w których mogłabym zacząć pracę. Jest jeden plus mojej
przeprowadzki. – Nie będę musiała oglądać paskudnej gęby Vaness’y. Uśmiechnęłam
się na samą myśl, że w końcu uwolniłam się od tej jędzy. Wzięłam głęboki wdech
i ruszyłam na poszukiwanie pracy idealnej dla mojej osoby. Jestem Chloe White i
zaczynam nowe życie.
****
Siemka wszystkim! Jestem Natalia i będę tu dla was pisała opowiadanie, które jak mogliście się domyślić jest o Justinie Bieberze. Tak, jestem belieberką i dobrze mi z tym.
Chciałabym wam podziękować za 4 komentarze pod bohaterami. Mam nadzieję, że moje opowiadanie będzie wam się podobać :))
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego aska: http://ask.fm/JBbelieberPL
Można mnie obserwować na Twitterze: https://twitter.com/JBbelieberPL
sobota, 13 lipca 2013
Heroes
Chloe White
„Nikt nie
lubi samotności. Ja tylko nie próbuję się z nikim na siłę zaprzyjaźniać. To
prowadzi do rozczarowań.”
Jason McCann
Tej nocy ja rozdaję karty,
wierz mi, nie dotkniesz nawet palcem tej talii,
- gramy na moich zasadach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)